sobota, 31 marca 2012

Zygmunt Miłoszewski - Uwikłanie czyli nie tylko Mankell i Krajewski potrafią

Powrót do tej książki - po prostu mam chęć na kolejne przygody prokuratora Szackiego, więc postanowiłem sobie odświeżyć pierwszy tom z jego przygodami. Pamiętam, już z pierwszego czytania, że zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie - zarówno sam bohater, poprowadzenie akcji, ale spodobało mi się też wykorzystanie wątku z terapią Berta Hellingera. Akurat w moim środowisku jest sporo osób, które eksperymentują z różnego rodzaju nowinkami, szkoleniami, nowymi metodami pracy psychoterapeutycznej, więc chcąc nie chcąc trochę człowiek się ociera zarówno o tych, którzy nastawieni są do nowinek podejrzliwie, jak i o tych, którzy wchodzą w ciemno w prawie każdą nowość z gorliwością adeptów dopuszczonych do wielkiej wiedzy dostępnej nielicznym. O ustawieniach rodzinnych słyszałem już od wielu lat. Tu co prawda autor nie podkreślił tak mocno różnych kontrowersji jakie są wokół tej metody, można odnieść wrażenie, że jej wytłumaczenie tu jest dość płytkie, ale co tam - liczy się sam pomysł wykorzystania grupowej pracy terapeutycznej w kryminale. Do tego jeszcze smaczki warszawskie, tak miłe chyba każdemu kto czyta o mieście, które zna.
Filmu jeszcze nie widziałem, ale się przymierzam, smuci mnie tylko to, że akcję przeniesiono do Krakowa, Szackiego przerobiono na kobietę i podobno mocno spłycono. Może jeszcze więc do tego tytułu wrócę za czas jakiś w kolejnej notce. A na razie o książce.

piątek, 30 marca 2012

Hana-Bi, czyli przemoc i poezja

Muszę przeprosić, że na razie nie pojawia się obiecywany konkurs czwartkowy, może w niedzielę wrzucę coś i wtedy troszkę większy pakiet do wygrania i wiecej czasu na zgłoszenia. Będzie kryminalnie. A teraz ad rem. Do kina nie ma kiedy chodzić, więc na razie wciąż nadrabiam różne zaległości i funduję sobie przyjemności na małym ekranie. Nie znaczy to, że zawsze jestem do tyłu - np. ku mojemu zdumieniu film, który widziałem już wiele miesiecy temu, czyli Skowyt ma dopiero dziś premierę kinową. Czasem polityka dystrybucji jest u nas dziwna...
A na dziś - powrót do filmu, który kiedyś już widziałem. Po dwóch filmach Takeshi Kitano, które obejrzałem ostatnio postanowiłem powrócić jeszcze raz do chyba jego najsłynniejszego filmu. I powiem Wam, że coraz bardziej zachwycają mnie tworzone przez niego klimaty. Facet jest cholernie oryginalny w tym połączeniu okrutnego męskiego świata i wrażliwości, poetyki, piekna, duszy. Połączenie wydawało by się absurdalne, ale u niego to nie przeszkadza, wszak nie wmawia nam, że tacy są wszyscy "źli". On jedynie pokazuje, że nawet wśród tych "złych" zdarzają się ludzie wrażliwi, z zasadami, z dylematami. Jednym słowem bogaty świat wewnętrzny, w człowieku, który tylko przypadkiem stał się taki jaki jest. Życie go do tego zmusiło, a on do pewnego momentu tkwił w tym, nawet nie zdając sobie sprawy, że może coś zmienić. Zwykle w życiu jego bohaterów przychodzi taki moment, który tę wrażliwość pokazuje na światło dzienne.

czwartek, 29 marca 2012

Bohater z cienia. Kazik Ratajzer - Witold Bereś i Krzysztof Burnetko czyli warto słuchać świadków

Notka troszkę nietypowa, bo mając różne rzeczy do czytania na wielkich stosach zacząłem się tymi książkami dzielić. Korzyść obopólna: ktoś ma frajdę, że może przeczytać dobrą pozycję (a u mnie i tak czekają na swoją kolej), a dla mnie to wsparcie i jakaś odmiana we wrzucanych notkach, jakaś rożnorodność. Oczywiście, że sam również przeczytałem, więc notka rozbudowana też o jakieś moje refleksje - mamy więc dwuglos :) Książka ciekawa, choć być może warto z nią podyskutować, poszperać w innych źródłach. Dobrze, że takie pozycje powstają, bo świadków żyjących już coraz mniej - tym bardziej warto ich słuchać - jak to pamiętają ci, którzy to przeżyli.
Zapraszam do przeczytania notki autorstwa Doroty (bardzo Ci dziekuję!). I podziękowania oczywiście dla Świata Książki za przesłany egzemplarz. 

Powieść biograficzna „Bohater z cienia. Losy Kazika Ratajzer” autorstwa Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki, przedstawia nieznaną mi do tej pory postać działacza Żydowskiej Organizacji Bojowej, uczestnika powstania w gettcie warszawskimi, bohaterskiego wykonawcy planu wyprowadzenia z getta ostatnich jego bojowników – Kazika Ratajzera (Simchy Rotema). Książka opisuje jego losy od czasów przedwojennych do lat współczesnych. Jest to bardzo ciekawa pozycja odkrywająca wiele nieznanych szczegółów historycznych takich jak np. jak akcja „Zemsta”, mająca na celu zorganizowanie przez „Mścicieli”  odwetu na Niemcach (niektórzy byli za tym, że na całym narodzie inni za tym, że tylko na nazistach) za lata cierpienia, poniżenia za  zagładę narodu żydowskiego. A także opisująca znane już mi wydarzenia dziejowe z nowej perspektywy, kolejnej osoby, która w nich uczestniczyła.

środa, 28 marca 2012

Pół na pół, czyli oswoić chorobę

Cholercia - odważny pomysł. Nakręcić film o chorowaniu na raka w tonie komediowym? Komedia romantyczna, kumplowska (czy kampusowa jak to zwą Amerykanie) okraszona tonami bluzgów, obscenicznych tematów i dramat o bólu, samotności, depresji - przecież tych nastrojów wydawało by się nie da się połączyć. A tu okazuje się, że można. Nie jest to na pewno film, którym można by sie zachwycać i do niego wracać - ot obyczajówka z przecietnymi rolami, którą pewnie za jakiś czas zapomnimy. Ale ze względu na wątek choroby młodego człowieka, który całe życie ma jeszcze przed sobą i nie ma ochoty go tracić film ma w sobie to coś co sprawia, że wzbudza zainteresowanie. Nieźle pokazane zarówno różne reakcje otoczenia jak i zmiany w psychice samego bohatera. Jest pewna grupa, która dramatu o chorobach nigdy nie będzie chciała oglądać - może istnienie takiego lżejszego filmu pozwoli im temat troszkę "oswoić". 

wtorek, 27 marca 2012

Tom Waits - Bad as me czyli buntownik, który jeszcze nie zramolał


Ostatnio jakoś częściej słucham płyt już wcześniej mi znanych, albo nowych nagrań wykonawców sprzed lat. Nie znajduję nic specjalnie dla siebie porywającego wśród młodych, nowych kapel. Czy ja sie starzeję jeżeli słucham staroci, czy też po prostu młodzież nie dorasta różnym dziadkom do pięt? Dziś o płycie jednego z takich klasyków, którzy bez specjalnej napinki potrafią nagrać płytę pełną życia, energii i świetnej muzy... Prosze Państwa - na scenę baru wchodzi Tom Waits!
Bo ta płyta przenosi nas na scenę jakiego małego klubu czy baru - to przede wszystkim blues, rockabilly i specyficzne ballady śpiewane przepitym głosem. Obojętne czy w tle mamy tylko gitarkę, pianino czy bardziej rozbudowaną sekcję (nawe dęciaki) to wciąż ten sam świetny
i cholernie naturalny Waits.

poniedziałek, 26 marca 2012

Ostatnia miłość na ziemi czyli byłbym jak cymbał brzmiący

"Ostatnia miłość na Ziemi" (oryginalny tytuł „Perfect Sense”) zadebiutowała na festiwalu w Sundance w 2011 roku, gdzie narobiła sporo szumu. A że ten festiwal jest zwykle niezłą rekomendacją gdy tylko pojawiła się możliwość zobaczenia tego u nas, nie mogłem stracić okazji. Choć połączenie fantastyki (a tak jest szufladkowany ten film) z melodramatem brzmi dość dziwnie nie warto się tym przejmować i nawet jak ktoś nie lubi S-F spokojnie można się wybrać do kina. Bo cała historia to raczej romans w dekoracjach katastroficznych. Ale jednocześnie też opowieść o człowieczeństwie, o tym co stanowi jego istotę, jak niewiele trzeba by nasz świat się załamał. 

Korczak - próba biografii - Joanna-Olczak Ronikier czyli by świat był lepszy

Córka widząc tytuł pytała: czemu próba? Przecież skoro już napisała to znaczy, że się udało... I nie potrafiłem jej tego wyjaśnić. Bo przecież to dobra książka i co ważne w biografii daje możliwość troszkę innego spojrzenia na tę postać. Czy udało się zachować obiektywizm i nie ubarwić postaci i czasów w jakich Korczak żył - tu bym się spierał. Ale i tak to ciekawa książka i wnosząca trochę nowego światła. W końcu ile osób wcześniej tak głęboko analizowało pamiętniki wielkiego pedagoga? Od razu przyznaję się, że ja nie. Dlatego pomysł, by całość biografii oprzeć i mocno podbudować słowami samego Korczaka był świetny. Słowa autobiografii pisane wszak już w getcie mają niesamowicie smutny i gorzki wydźwięk, przez to cała praca p. Olczak-Ronikier ma taki smak. Oto lekarz, pedagog, pisarz (o czym rzeczywiście jakoś chyba zapomnieliśmy), postać przekraczająca nie tylko swoje środowisko, ale i czasy w jakich żył. Człowiek, który życie poświęcił temu aby uczynić życie dzieci szczęśliwszym, sam swoje szczęście odpuścił, jakby ono nie było ważne.

niedziela, 25 marca 2012

Wygnanie czyli piękna forma

Drugi film reżysera wielokrotnie nagradzanego „Powrotu”. Tym razem mam jednak wrażenie, że mimo piękna niektórych scen i pełnego zadumy klimatu całość jednak nuży i to nie tylko dlatego, że to 2,5 godziny oglądania. Przeładowany symbolami, częściowo nieczytelnymi, mało związanymi z fabułą. Postacie choć ciekawe, również sprawiały wrażenie zagadkowości, ich działania były momentami mało zrozumiałe. Czegoś zabrakło, ale i tak film ogląda się chwilami cudownie, czerpiąc ogromną przyjemność z różnych niuansów, zdjęć, plenerów.  Wydawało by się normalna, kochająca się rodzina: mąż, żona i dwójka dzieci. Ale mimo pozorów ładu rodzinnego w pewnym momencie dowiadujemy się, że coś jest między nimi czego wczęsniej nie dostrzegaliśmy. Czy jest to związane z jakąś tajemniczą przeszłością mężczyzny? Jego bratem, który zachowuje się jak mafioso? Czemu Vera boi się Aleksa? Czy jest jeszcze między nimi prawdziwe uczucie?Gdy przenoszą się z miasta przemysłowego na wieś, do rodzinnego domu Aleksa trwa sielanka. Piękne i dość odludne okolice, surowy, wielki dom, proste życie w zgodzie z naturą, pokazywanie dzieciom miejsc swego dzieciństwa, spotkania z przyjaciółmi.

sobota, 24 marca 2012

Dobre kobiety z Chin - Xue Xinran, czyli głosy z ukrycia - najlepszy podtytuł dała sama autorka

Pamiętacie taki program zaraz z początku lat 90-tych - to się nazywało chyba "Rozmowy nocą" i polegało głównie na odczytywaniu listów od ludzi, ich smutnych, bolesnych, czasem weselszych historii. Ta książka to spisane przez dziennikarkę radiową tego typu historie o kobietach życjących w Chinach.
Pierwsza myśl jaka pojawiła mi się po przeczytaniu tej książki była następująca: skoro tak wielki ciężar emocjonalny miały opowieści i tragedie tych kobiet, których losy są tu przytaczane, to czemu mam wrażenie, że autorka podeszła do tego jakoś ciut beznamiętnie? Spieraliśmy się o to na ostatnim DKK, bo inni jakoś nie odnieśli takiego wrażenia, więc cały czas się zastanawiam skąd mi się to wzięło. Czy po prostu nie było tu samej autorki zbyt dużo, zbyt wiele uwagi skupia ona na sobie, swoim programie radiowym, karierze? Nawet gdy pisze jak bardzo ją bolały te historie to tego się prawie nie czuje. Powtarzanie po kilka razy jaki to dramat, wcale nie czyni tego prawdziwszym. Czy rzeczywiście dlatego, że taka jest mentalność Azjatów, którzy mało się afiszują ze swymi emocjami? Czy dlatego, że pisała to po latach (a nie od razu) dla zachodniego czytelnika? Czy tylko mnie uwierało to, że oprócz przytoczenia tych historii, przeczytania listu na antenie nie ma w tej książce śladu jakiejś pomocy dla ich bohaterek, jakiegoś ciągu dalszego?

czwartek, 22 marca 2012

Rafał Ziemkiewicz - Ognie na skałach, czyli rozdawajka i kolejna zagadka blogowa

Czwartek - w Łodzi słoneczko i po miłym spacerze wieczornym, aż chciałoby się zostać tu dłużej aby chłonąć atmosferę tego miasta. Kafejki i restauracje na Piotrkowskiej, Manufaktura, krajobraz bez świątyń, a tuż obok obskurne kamienice, straszące bramy, pustostany... Ale niestety zdjęć nie mam, więc nawet nie mogę specjalnie rozbudować tej notki aby troszkę opowiedzieć o wrażeniach. Może jeszcze w tym roku uda się tu wrócić... A teraz o rozdawajce - zresztą już zakończonej:
Do wygrania była książka, trzeba było jedynie zgadnąć autora i odnaleźć na moim blogu notkę o innej pozycji tego samego autora. Słowa klucze: trust, publicystyka. Wydawało mi się, że to będzie łatwe, ale odgadła tylko jedna osoba... A może reszta nie była zainteresowana rozdawajką? Gratulacje dla Rusty Angel! :)
A o samej książce dużo chyba nie napiszę - czytałem już jakiś czas temu i prawdę mówiąc z Ziemkiewiczem to mam tak:

środa, 21 marca 2012

Luck, czyli postaw na dobrego konia

Po raz kolejny o serialu, tym razem jeszcze w jego trakcie, przed zakończeniem emisji pierwszego sezonu, ale spróbuję jakoś wychwycić to co jest w nim specyficznego. A dlaczego się zdecydowałem na tę notkę teraz wyjaśnię na końcu. 
Gdy zobaczyłem nazwiska występujących w nim aktorów od razu stwierdziłem, że chcę to obejrzeć - m.in. Dustin Hoffman oraz Nick Nolte. Ale zwykle w serialach już pierwszy odcinek pozwala nam połapać się mniej więcej w akcji, postaciach, potem tylko akcja się rozwija. A tu kopara mi coraz bardziej opadała - klimat jest, ale wątków tyle i tak poprowadzone, że po prostu nijak się połapać. Ni to obyczaj, ni to dramat, a choć jest wątek sensacyjny to tak drętwy, że zasnąć można.
Dla kogo więc to jest? Na pewno dla miłośników koni! Bo prawie cała akcja dzieje się na wyścigach konnych i wokół nich - środowisko trenerów, dżokejów, hazardzistów i wieeelkich pieniędzy...

wtorek, 20 marca 2012

Zanim odejdą wody czyli ja naprawdę czegoś nie rozumiem

Marudziłem już kiedyś u siebie na blogu na Kac Vegas i tym podobne "komedie" z dowcipami na żenującym poziomie, a sprzedawanymi jako komedie dekady. Ale tam od biedy można wskazać jakąś śmieszność, nawet jeżeli jest ona poniżej pewnego poziomu. Ale tu? Powiedzcie mi co jest zabawnego w tym raczej depresyjnym filmie o dwóch niedojrzałych gościach działających sobie na nerwy? Onanizowanie się przed snem? Ondulacja na głowie? Spożycie czyichś prochów przez pomyłkę? Jazda przez wertepy by ktoś kto jest na klapie samochodu podskoczył do góry? Sam nie wiem. Może i w tym filmie jest jakaś fabuła i może nawet nie jest ona beznadziejnie głupia, ale ja chyba nie byłem w nastroju by zaakceptować jako zabawną i interesującą jazdę tych dwóch wariatów przez Stany. Tak wariatów, bo choć tylko jeden sprawiał takie wrażenie, to drugi poprzez poziom swojej złości, hamowanych emocji, które znienacka wypuszczał wcale nie był bardziej "normalny".

poniedziałek, 19 marca 2012

Podróż na wschód, czyli Grabiński, Mumio i Armia

O wynikach rozdawajki na dole.
Film „Podróż na wschód” podobno pierwotnie miał być dokumentem o 25-letniej historii Armii. Kurcze, kapela, której słucham od ich pierwszej płyty, ba, nawet gdzieś tam kojarzę jeszcze wcześniejsze nagrania Siekiery z Budzyńskim na wokalu. A potem niesamowita droga jaką ta kapela przeszła, ewolucja i tekstowa, wizerunkowa, muzyczna po części też... A ja wciąż wzrastałem razem z nimi i słucham ich do dziś. Czyż więc dziwne, że gdy dowiedziałem się książce do której dołączona jest płyta z tym filmem nie mogłem przejść obojętnie? (o książce innym razem, bo teraz czyta ją moja żona). 
Ale Budzyński nie byłby sobą gdyby pozwolił na to by to był sztampowy film dokumentalny. Owszem jest tu muzyka Armii i jest jej dużo - pojawiają się muzycy w różnych składach (np. aż 3 perkusistów grających w różnych okresach), niektóre fragmenty to po prostu całe kawałki grane na żywo. Ale sceneria, zdjęcia, pozy i stroje muzyków to już pewnego rodzaju gra z widzem. Sam Budzyński nazywa to dzieło komedią metafizyczną.

niedziela, 18 marca 2012

Droga życia, czyli jak zmienić swoje życie

Zauroczył mnie ten film. Wiem, będziecie się śmiać ze mnie, że przecież to sentymentalna, mało ciekawa opowieść z ładnymi obrazkami, że to poziom "mądrości życiowych" produkowanych przez Coelho. No co ja na to poradzę? Ja po prostu od lat marzę aby przejść tę drogę, a po tym filmie po raz kolejny sobie powtarzam, że chcę to zrobić w najbliższym roku (akurat fajny prezent na 40-te urodziny, nie?). Dla wierzących pielgrzymka, jej trud, pewnego rodzaju osamotnienie, oderwanie od wszystkich spraw codziennych to czas na oddanie się we władanie drodze, modlitwie, wyciszeniu. Ale Camino de Santiago od lat przyciąga nawet niewierzących, którzy doświadczają tam czegoś szczególnego, odkrywają inne spojrzenie na swoje życie, na innych ludzi, na Boga. I o tym trochę jest ten film. Wiadomo - dość uproszczony, na pewno trudno go nazwać religijnym, cele z jakimi idą tam przedstawieni bohaterowie mogą bawić (Amerykanie uwielbiają wszystko trywializować) i dziwić, ale nie skupiajmy się na tym. Główny wątek też można powiedzieć, że zgrany i mało skomplikowany, ale ja i tak będę upierał się przy tym, że film warto obejrzeć. Choćby po to, żeby choć minimalnie zrozumieć fenomen szlaku, który przemierza od setek lat tyle ludzi. Może kogoś zachęci to, aby szukać dalszych informacji.

sobota, 17 marca 2012

Vincent chce nad morze czyli zaakceptuj mnie

Tym razem film telewizyjny, który wpadł mi w oko - produkcja niemiecka i specyficzne kino drogi. Pewnie przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy lubią filmy z wątkiem różnych zaburzeń psychicznych, chorób itd. To rzeczywiście zwykle kawałek, który przyciąga uwagę (szczególnie gdy zadbano o pokazanie charakterystycznych objawów, bez specjalnego epatowania sensacją). Jeżeli jest to dobrze zagrane to ogląda się to z większą uwagą "bo to coś innego"... Oczywiście najbardziej udane filmy poruszające taką tematykę próbują nam pokazać, że tej "innosci" nie ma się co bać - po prostu trzeba ją troszkę zrozumieć i zaakceptować. A więc nie tylko opowieść, ale i pewnego rodzaju edukacja (?) czy zmienianie postaw społecznych.
Tu jest to dobrze pokazane na przykładzie relacji rodzinnych. Vincent (ciekawa rola Floriana Davida Fitza) ma zespół Touretta. Gdy pojawiły się pierwsze symptomy życie dotąd kochającego się małżeństwa totalnie się zawaliło. Facet odsunął się od rodziny i zajął się karierą polityczną, a matka nie mogąc sobie poradzić z porzuceniem i różnymi trudnościami, choć chłopaka bardzo kochała, zaczęła coraz bardziej pić.

piątek, 16 marca 2012

Requiem dla snu - Hubert Selby Jr czyli daje kopa

Najpierw o rozdawajce, poniżej o książce...
Podziękowania dla wydawnictwa Niebieska Studnia za egzemplarz do recenzji. Przy okazji polecam Wam abyście zainteresowali się ich ofertą - bardzo dobre tytuły, a ich pozycje wcale nie jest łatwo dorwać w księgarniach - może więc warto skorzystać z możliwości kupowania u źródła? Pewnie niedługo w kolejnych rozdawajkach (będę się starał ogłaszać je regularnie w czwartki) pojawią się kolejne tytuły od nich.
Wystarczy zgłosić się pod tą notką (anonimowo zostawić tradycyjnie e-mail), czas do zamknięcia listy zgłoszeń 72 godziny - czyli poniedziałkowy wieczór.
Większość pewnie słyszła już o filmie  Darrena Aronofsky'ego pod tym tytułem, lub go widziała, ale książka wyszła w Polsce stosunkowo niedawno. A jest to powieść naprawdę świetna - powala zarówno formą jak i treścią. Nic dziwnego, że reżyser stwierdził, że musiał nakręcić film na jej podstawie, bo nie czytał nic mocniejszego - "Słowa aż palą jej stronice...". No, ale nic dziwnego - autor przeniósł tu pewnie wiele swoich doświadczeń, dlatego też lektura jest tak cholernie wstrząsająca, ten świat jest tak prawdziwy - od uniesienia, kopa emocjonalnego jakiego dają różnego rodzaju środki, przez coraz większą potrzebę uspokajania swojego rozedrgania i głodu, aż po powolną acz nieuchronną destrukcję. Bo o tym głównie jest ta powieść - o uzależnieniu. O pustce, pragnieniu jej wypełnienia, marzeniach i o ich rozwiewaniu...

Hydrozagadka czyli gdy wygłup staje się sztuką

Zanim wreszcie będzie chwilka wieczorem, aby napisać moze dłuższą notkę i ogłosić rozdawajkę to jeszcze coś na szybko. A będzie słów kilka o Hydrozagadce. Dla niektórych to film równie kultowy jak "Rejs" - może mniej tu tak dobrych dialogów, ale absurdów i zabawy z widzem co niemiara. Przerysowane postacie, komiczne scenki to nie tyle siermiężność naszej kinematografii, ale z góry zaplanowana gra konwencją. W końcu Polacy mogli się doczekać własnego superbohatera - też lata, jest nadzwyczaj silny i niezniszczalny. Tym razem nasz wielki bohater narodowy (w cywilu skromny pracownik biurowy), czyli AS został poproszony o pomoc w rozwiązaniu zagadki znikania wody z Wisły... Okazuje się, że za zagadką stoi wielce tajemnicza postać - Doktor Plama.
Już sama obsada może przyprawić o uśmiech i obiecuje dobrą zabawę - Michnikowski, Nowak, Gołas, Pieczka, Dobrowolski, Maklakiewicz, Kłosowski... Zresztą co ja będę pisała - pewnie ten film znają już wszyscy.

czwartek, 15 marca 2012

Nietykalni czyli duża dawka optymizmu

Na początek info o małej rozdawajce: dzięki firmie Gutek Film mam dla Was dwa podwójne zaproszenia do kina na pokaz premierowy w Warszawie na film "Ostatnia miłość na ziemi". Wystarczy zgłosić chęć wybrania się na ten pokaz - jeżeli będzie więcej chętnych to zrobię losowanie. Seans w dniu 23-go marca (piątek) w godzinach wieczornych. zgłoszenia przyjmuję do 20-go, abym zdążył Was powiadomić...
A teraz o innym filmie, który mogłem obejrzeć dzięki Gutkowi - premiera polska dopiero przed nami. Ale jednym z argumentów, który może przekonać do wybrania się na seans "Nietykalnych" jest to jak został przyjęty przez publiczność np. we Francji czy w Niemczech. Sukces kasowy, świetne opinie, niewymuszony humor, lekkość i optymistyczna nuta to najczęściej pojawiające się przekazy.

środa, 14 marca 2012

Operacja "Chusta" - Tomasz Terlikowski czyli czyje serca krzepi?

Między jedną i drugą "poważniejszą" lekturą czasem najdzie człowieka jakaś ochota na coś lżejszego. Parę miesięcy odkładałem lekturę książki Terlikowskiego i wreszcie doczekała się na swoją kolej i został połknięta w jeden dzień. Jeżeli będziecie przeglądać recenzje tej pozycji to z góry nastawcie się na skrajną dwubiegunowość  - środowiska "konserwatywne" będą książkę chwalić za prawdę, walkę z kołtuństwem, odwagę itd., a "liberalne" zgnoją ją za fanatyzm, nachalność, manipulację itd. Bądź tu człowieku mądry i oceń sam.
Jeżeli chodzi o pomysł to rzecz można by wrzucić do worka pt. political fiction, choć ze względu na to, że dominującą treścią tu są odniesienia do religii to często  modyfikuje się w tym przypadku to określenie na "theological fiction". Prosty zabieg - jeżeli widzę jakieś zagrożenia dla ważnych dla mnie wartości, środowiska to pod płaszczykiem powieści fantastycznej wyolbrzymiając te zagrożenia piętnuję to wszystko co moim zdaniem jest złe - ostrzegam, wskazuję kierunek, który mnie przeraża. Na tym można poprzestać. Terlikowski przy okazji postanowił dać też jednak trochę nadziei, czyli "ku pokrzepieniu serc" myślących jemu podobnie wpisał w ten świat walkę dobra ze złem i bohaterów, który mimo przegranej pozycji nie zamierzają się poddać bez walki. Kto czasem zerka na jego felietony ten pewnie słyszał już te hasła i nawoływanie do wojny, walki, obrony itd. Tu możemy przyjrzeć się trochę temu jak tę walkę sobie wyobraża.

poniedziałek, 12 marca 2012

Samotność Bogów - Dorota Terakowska czyli płyń pod prąd

Znowu notka pisana w biegu - jutro wyjazd służbowy i znów pewnie brak czasu na cokolwiek...
Tym razem przy okazji pojawiło mi się sporo refleksji na temat tego co czytają obecnie młodzi ludzie (a co czytaliśmy my w ich wieku). Moje pokolenie miało Szklarskiego, Niziurskiego, Nienackiego i jeszcze paru innych. Dziś młodzież nie ma zbyt wielu polskich autorów - jest fajny Kosik, może Pilipiuk, ale to jednak już czysta rozrywka, z tych nazwisk, którymi my się zaczytywaliśmy też sporo jest chyba odbieranych jako przestarzałe. Jakie nazwisko spokojnie można polecić nastolatkom, szczególnie różnym wrażliwcom i tym, którzy szukają w książkach czegoś poważniejszego (a nie tylko samej rozrywki)? Ja ze spokojem po kilku książkach mogę polecić twórczość Terakowskiej. Co prawda odkrywałem ją już jako dorosły facet, ale wciąż z przyjemnością sięgam po różne jej pozycje. Wiadomo, że jeżeli z myślą o młodszym czytelniku to trochę jest to mniej złożone, pewne rzeczy mnie tu drażnią pewną infantylnością lub nachalnością pewnych przesłań, myśli, morałów, ale ile w jej książkach ważnych tematów, ileż magii, jak to jest pięknie napisane... Autorka często sięgała po kreowanie światów fantastycznych, mieszając elementy realne z fantazją, ale nigdy nie robiła tego dla zasady - nie one były najważniejsze, one miały tylko stanowić tło dla czegoś co chciała przekazać (to tak jak u Zajdla czy Dukaja).
Samotność Bogów to kolejna pozycja tej autorki, która mnie urzekła.

niedziela, 11 marca 2012

Kikujiro czyli zaskoczenie i zachwyt

Gdy pisałem kilka dni temu o "Wściekłości"  uświadomiłem sobie, że oprócz Hanna Bi chyba nie znam żadnych filmów tego reżysera. Postanowiłem więc poszukać więcej i oto jeden z efektów - totalne zaskoczenie i zachwyt! Takeshi Kitano gdzieś w mojej głowie kojarzył się głównie z kinem gangsterskim o twardych facetach. A tu... Nie dość, że troszkę sentymentalnie, głównym bohaterem (oprócz samego reżysera, który jak zwykle gra w swoich filmach) jest mały chłopiec, to na dodatek jest tu tyle elementów komediowych jak w mało którym innym filmie, nawet jeżeli reklamowany jest jako komedia. To specyficzne kino drogi, w którym mamy dwóch bohaterów - wędrujące dziecko i jego mało dojrzały dorosły opiekun. Po drodze będą mieli mnóstwo zaskakujących sytuacji i spotkań, które sprawią, że obaj staną się mądrzejsi i bardziej otwarci na innych...

sobota, 10 marca 2012

Fabryka muchołapek - Andrzej Bart czyli nierówne szale tej wagi

Kolejna zaległa lektura - ale może dobrze, że trochę poczekałem na poukładanie myśli w głowie, bo mam wrażenie, że pisanie o tej książce "na gorąco" raczej nie wpłynęło by korzystnie na jej ocenę. Pomysł na książkę i postać głównego bohatera - świetne, bo warto pisać o kontrowersyjnej postaci Chaima Rumkowskiego. Dla wielu czytelników to może być pierwsze zetknięcie się z ta postacią. Ale sama powieść, jej formuła, czyli proces sądowy, w którym Rumkowski jest oskarżonym, a zeznają zmarli z getta łódzkiego (i nie tylko), niestety dla mnie był sporym rozczarowaniem. To co mi najbardziej przeszkadzało to nawet nie umieszczenie całej akcji w świecie fantazji czy snu naszego bohatera, ale brak obiektywności w ocenie "oskarżonego". Dobór postaci, argumentów, oskarżeń nie tylko nie daje nam bardziej szczegółowych informacji o tym jak wyglądało życie w getcie w Łodzi, ale bije w oczy jednostronnością, niestety nie daje mam wrażenie pełnego obrazu.

piątek, 9 marca 2012

Harjunpaa i kapłan zła czyli glina po fińsku

Od razu chyba powinienem zaznaczyć, że nie czytałem powieści o przygodach tego bohatera. Ważne chyba, żeby to zastrzec, bo przecież film powstał po książce, która zdobyła pewną sławę. Czy jej dorównuje trudno stwierdzić. Jak dla mnie to po prostu niezły mroczny kryminał zmieszany troszkę z thrillerem, bo samego śledztwa tu niewiele, za to klimat zagrożenia wciąż narasta. Rzecz, która może i nie powala na kolana, ale ogląda się całkiem nieźle - to tak jakby obejrzeć fińską wersję Pitbulla czy Oficerów. A przecież człowiek czasem jest ciekawy co ogląda się w innych krajach, co ich tam fascynuje i jakich mają bohaterów.
Oficer helsińskiej policji Timo Harjunpää to twardziel, który nie bał się żadnego zadania, był w tym co robił najlepszy. Ale do czasu... 

czwartek, 8 marca 2012

Bliżej czyli razem źle, osobno jeszcze...

Na początek oczywiście najlepsze życzenia dla wszystkich niewiast! Ale życzenia mam nadzieję, że będą się spełniać przez cały rok: uśmiechu, czasu dla siebie i uwagi jaką poświęcają Wam inni (szczególnie mężczyźni). Po prostu abyście były szczęśliwe, kochane, spełnione (bo mądre, piękne i wyjątkowe już jesteście).

 O rozdawajce na dole.
"Bliżej" - przyznam, że mam kłopot z tym filmem. Nie wiem jak do niego podejść. Z jednej strony ciekawa obsada (ale raczej wskazująca na chęć przyciągnięcia publiki) i lekki początek, z drugiej potem idzie to w stronę szokowania widza wulgarnością, zaskakiwania widza tak jakby za wszelką cenę twórcy chcieli udowodnić, że mieli bardzo duże i poważne ambicje. Film, który ma do przekazania jakąś treść, czy po prostu zabawa formą i treścią pod płaszczykiem dramatu psychologicznego? Aktorzy, którzy pewnie świetnie by sobie poradzili z większością scenariuszy mam wrażenie, że tutaj czuli się ciut zagubieni i momentami przypominali dzieci, którym ktoś kazał krzyczeć k... ja p...olę choć wcale tego nie rozumieją. Mamy lekki i romantyczny początek, mamy niezłe sceny komediowe (świetny dialog obu panów na seks chacie), ale główna część filmu to nawet nie dramat, ale po prostu rąbanka pozująca na głębię psychologiczną. Zbyt to wszystko teatralne i udziwnione.

środa, 7 marca 2012

To nie żaden mesjasz, tylko bardzo niegrzeczny chłopak czyli taaaaki benefis!

Dziś tylko krótka notka, bo po pracy jeszcze wypad do kina (czy chwaliłem się, że Gutek Film zaproponował mi wspópłracę i teraz mam zaproszenia na pokazy prasowe?)... A notka o czymś bardzo zakręconym. Bo grupa Monty Pythona i jej poczucie humoru już samo w  sobie jest specyficzne, dodatkowo tym razem żarty miały koncentrować się na ich słynnym i postrzeganym przez wielu jako obrazoburczy filmie "Żywot Briana". I żeby jeszcze spotęgować absurdalność ich pomysłów wyobraźmy sobie teraz, że te żarty przerobiono na oratorium w stylu Rubika :) To warto zobaczyć! Jeżeli tylko lubicie tych wariatów  to nawet trzeba! Przy nich to co wyprawiają Fedorowicz, Laskowik i Malicki to kaszka manna dla emerytów.

wtorek, 6 marca 2012

Służące - Kathryn Stockett czyli jeżeli coś nam pasuje to po co to zmieniać?

Pisałem już o filmie, teraz czas na powieść. Pewnie, że szkoda iż kolejność nie była odwrotna, ale też to swoje plusy. Przynajmniej twarze głównych bohaterek nabrały teraz mocnej wyrazistości (bo przecież role były świetne). Mimo sporych różnic między powieścią, a filmem na pewno po jedno i drugie warto sięgnąć (a nawet po trzecie, ale o tym na koniec). O podobieństwach tej historii do innych tego typu już pisałem, więc skupię się jedynie na tym co mnie uderzyło w samej powieści.
Przede wszystkim jest dużo mocniejsza, bardziej rozbudowana i dużo bardziej poważna niż sam film. Tu nie ma humoru, tyle tego ciepełka i wzruszenia jakim epatował obraz. Jest dużo bardziej gorzko, smutniej, a nawet przyjaźń i wsparcie jakie sobie wzajemnie okazują bohaterki też wcale nie są wolne od wątpliwości i obaw. Ale to bynajmniej nie jest minus - raczej dodatkowa wartość urealniająca tę historię. 


poniedziałek, 5 marca 2012

Darling czyli ludzie oczekują miłych historii

O rozdawajce na samym dole.
Co prawda miałem wielką ochotę dziś wybrać się na kolacje literackie do Tarabuka, ale niestety nic z tego :( Ale o "Służących" i tak napiszę, ale pewnie dopiero jutro. Od razu chciałbym zaprosić Was do rozdawajki gdzie można będzie zdobyć tę pozycje - start w czwartek... A dziś kolejny raz filmowo.
Z góry warto by uprzedzić, że ten film nie ma w sobie nic miłego. To opowiadana retrospekcyjnie historia życia, które było pełne pragnienia miłości i prawie nigdy nie było nią wypłenione. Zamiast tego dziewczynka od małego doświadczała chłodu, obojętności, przemocy, była wykorzystywana, odrzucana, okłamywana... Opowiadane w dość obojętny sposób wydarzenia dramatyczne aż bolą gdy się o nich myśli. Jak można było się tak "znieczulić" emocjonalnie by akceptować tak trudne rzeczy, prawie przed nimi się nie bronić, poddawać się bez walki? To upośledzenie umysłowe czy po prostu brak jakiegoś instynktu, umiejętności obrony siebie? Czemu nikt jej tego nie nauczył, nie powiedział, że ma do tego prawo?

niedziela, 4 marca 2012

Gotye - Making Mirrors czyli gdy kawałek wpada w ucho

Ostatnia część rozdawajki na samym dole...
Nie wiem kto u nas pierwszy zaczął grać singlowy "Somebody That I Used To Know", a może najpierw była moda w internecie na ten kawałek? W każdym razie od kilku tygodni gra się go wszędzie i już ma się go trochę dość. Ale z ciekawości po jednym numerze czasem sięga się po całą płytę. Warto tym razem? Ano warto, choć nie będzie tak przebojowo, ale na pewno jest ciekawie. Dotąd średnio znany Belg (ale mieszkający w Australii) Wouter De Becker (Gotye to pseudonim) nagrywał wcześniej, ale dopiero teraz może pokazać swoje pomysły szerszemu światu. Ci, którzy w latach 80 i 90-tych słuchali np. Petera Gabriela, Genesis,  czy niektórych płyt Stinga (tych bardziej popowych) tymi brzmieniami nie będą zaskoczeni - to fajne połączenie popu, elektroniki, w piosenki, które mają jakiś ciekawy pomysł, dobrze budowaną dramaturgię, chwytliwą melodię, rozbudowane refreny (np. chórki, dęciaki)... Do tego ciekawy głos. Czego trzeba więcej, aby stworzyć dobrą płytę?

sobota, 3 marca 2012

Wściekłość czyli tatar po japońsku

O rozdawajce od razu na początku: jak już wiecie pakiet składający sie z 5 niespodzianek powędruje do jednego szczęśliwca. Ale żyby się zgłosić do rozdawajki trzeba trochę poszukać na moim blogu - każdy dzień to jedna zagadka (szczegóły w poprzednich dniach) i możliwość zwiększenia swoich szans w losowaniu. A na dziś do odnalezienie pewna notka na moim blogu - książka, pewnego autora, a inna tegoż właśnie stanie się kolejną częścią pakietu. Słowa klucze to: rysunki, Radio ZET, wyspa. Wystarczy pod tą notką zostawić wpis "Chcę", lub coś bardziej rozbudowanego :) I proszę Was o wypowiedź, czy zgodzicie się na to by dołożyć do planowanych 5 jeszcze jeden prezent (a więc byłaby jeszcze zagadka jutro), ale z zastrzeżeniem, że jest podniszczony (z góry przepraszam - po prostu kiedyś wpadła kniżka do wanny).
A na dziś mocne kino rodem z Japonii. Czyli Takeshi Kitano ze swoim kinem gangterskim. Naprawdę krwawe, specyficzne kino. Obraz Yakuzu ocierający się o groteskę, pełen brutalności, a jednocześnie ciekawie się go porównuje np. z Ojcem Chrzestym czy innymi filmami o mafii włoskiej. Są podobieństwa, ale i różnice. I dlatego ten film mnie zainteresował.

piątek, 2 marca 2012

Galerianki czyli jest problem czy go nie ma?

Rozdawajka tym razem w środku :)
Filmy takie jak dawne Kids, serial Skins, Trzynastka, rosyjski Wszyscy umrą a ja nie na pewno są potrzebne - opowiadają o tym co dzieje z młodym pokoleniem, o przemianach obyczajowych i problemach, które często dorosłym umykają z pola widzenia. Wydaje nam sie, że to margines, jakaś patologia, a gdy zjawisko jest coraz powszechniejsze budzimy się trochę z ręką w nocniku. Ale oprócz tej wartości powiedzmy edukacyjnej dla rodziców, możliwości dyskusji w gornie dorosłym pozstają dwie kwestie - wartość artystyczna filmu (co w przypadku Galerianek mam wrażenie, że strasznie obniża jego ocenę) i pytanie: na ile to realny i powszechny obraz, a na ile nasze dorosłe o n zjawisku wyobrażenie, pojawiająca się obawa, że moezmey pokazując margines przyczyniać się do zwiększenia zaintersowania, paradoksalnie mody wśród młodych ludzi. Może w przypadku Galerianek nam to nie grozi, bo i bohaterki zostały pokazane w mało atrakcyjny sposób, ale bywały już takie filmy...

czwartek, 1 marca 2012

Życie prywatne elit artystycznych drugiej Rzeczpospolitej czyli drugie (pierwsze) spotkanie ze Sławomirem Koprem

Rozdawajka na samym dole!
Przeczytane w ciągu ostatnich kilku tygodni cztery książki, a o żadnej nie napisałem. Zgroza jakaś. W takim tempie to niedługo nie będe w stanie napisać o niczym, bo wszystko uleci przywalone kolejnymi lekturami.  Po kolei - najdalej od lektura jestem od pozycji p. Kopra. Ale czekałem trochę z recenzją do spotkania  z nim - zorganizował je DKK na Ochocie, więc troszkę jestem usprawiedliwiony. To moj druga pozycja tego autora - przy pierwszej, czyli elitach politycznych trochę kręciłem nosem, przy tej prawdę mówiąc byłem dużo bardziej na tak. Może sprawiły to te życiorysy - tak barwne, tak żywe, a może to, że tu chyba dużo bardziej moim zdaniem udało się uchwycić równowagę między pokazaniem życia prywatnego, a twórczością. Tego mi wtedy zabrakło - wszak politycy są dużo ciekawsi gdy połaczymy ich działalność oficjalną, ich czyny, decyzje i osiągnięcia z tym co robili prywatnie. Bez tego pierwszego elementu są trochę niepełni, jacyś płascy. Tu - mimo, że oczywiście też można by napisać dużo więcej o każdej z tej postaci to one żyją! Możemy je zobaczyć pełniej, bo również poprzez (fragmentarycznie, ale jednak) ich dokonania na niwie artystycznej.